Strona zeszwedczona

Jest środek nocy. Po wielu dniach i nocach pracy strona ZebraZone.se funkcjonuje po szwedzku. Piszę o tym, żeby się nikt nie przestraszył, że nic się nie da zrozumieć.
Póki co musi tak być. Nie da rady inaczej. Jestem zbyt zmęczona by się cieszyć, ale powód do radości jest! Jest Medytujący Kucharz!
I jest szansa, by spróbować mojego jadła wegetariańskiego i wegańskiego od 17 października, w Sztokholmie. Szczegóły na stronie .

Pięknie dziękuje tym z Was, które mi tak serdecznie życzyły powodzenia w nowych przedsięwzięciach. To bardzo podnosi na duchu w chwilach zwątpienia. Które za każdym zakrętem się czają. Wielkie dzięki i do przeczytania Miłe Kobiety! :-*

Bez względu na to, co się dzieje, zawsze dawaj sobie spokój! Umowa? :-*
/Twoja Kasia <3

Medytujący kucharz, czyli: Co teraz będzie.

Najmilszy Czytelniku!
Zasadzone ziarenka zaczynają kiełkować! Marzenia, gdy się ma odwagę je głośno marzyć, zaczynają się powoli spełniać.
Wiesz, że kocham jeść i gotować. Nawet mój siedmiolatek wie, że moje jedzenie przyprawiam sercem (i do niedawna obficie masłem, ale odkąd poznałam fakty dot. produkcji nabiału, coraz jednak oszczędniej!)

Sos do wegetariańskiej moussaki z czarną soczewicą.

Sos do wegetariańskiej moussaki z czarną soczewicą.

Za kilka tygodni będzie można spróbować mojego wegetarjańskiego jedzenia nie tylko przy moim kuchennym stole ale również w jednej z kultowych restauracji w Sztokholmie.
Więcej szczegółów już niebawem!
Reszta niespodzianek czeka. Podlewam kolejne ziarenka, pracuję nad nimi ciężko. Dam znać gdy i one zaczną kiełkować 🙂

W związku z tym blog i strona ZebraZone przez jakiś czas będą prowadzone po szwedzku. W przyszłości chętnie zlecę komuś by mi je zgrabnie uwielojęzycznił (czy taki słowo w ogóle istnieje?). Jeśli masz namiary na kogoś wartego polecenia, daj proszę znać!
W miarę wolnego czasu postaram się nadal pisać teksty po polsku. Zaglądaj więc regularnie na zebrazonebykasia by Cię nie ominęły kolejne wieści.
Jeśli poczujesz, że brakuje Ci kontaktu z moim bezwstydnym sposobem patrzenia na życie zawsze możesz zapisać się do listy wysyłkowej mojego newslettera (kliknij na link) i tą drogą utrzymywać kontakt z ZebraZone.

A do tego czasu pamiętaj: daj-sobie-spokój. Nie czekaj, by ktoś inny Ci go dał!
Do usłyszenia!

/Twoja Kasia (aka. Medytujący Kucharz- Den mediterande kocken)

Po prostu bosko!

W bycie człowiekiem wpisana jest niedoskonałość. Kruchość. Siła. Ciekawość. Przekraczanie granic. Gubienie się i odnajdowanie.
Nie wiem, co dziś statystyczny polski maluch dostaje do ręki jako źródło pierwszych informacji o swoim pochodzeniu. Ja przeglądałam z otwarta buzią ilustrowaną Biblię dla Najmłodszych. Dziesiątki, setki razy ten sam wątek:
Człowiek piękny i bez skazy, stworzony na BOSKIE podobieństwo, mógł mieć dobrze i żyć w raju. Przez swoją niezdrową ciekawość spieprzył całej ludzkości niekończące się super wakacje all inclusive.
Konkluzje: zły, głupi człowiek, niewdzięczny. No no no! Wstydź się! Zakryj szybko siusiaka listkiem. Od tej chwili jesteś niegodny. Skazany na wieczną mękę, życie w grzechu, niekończące się szukanie siebie i poczucie bycia niewystarczająco dobrym. Nieboskim. A ludzkim.

Rozmyślania.

Rozmyślania.

Im dłużej rozmyślam nad zakończeniem tego tekstu tym większy czuję dyskomfort. Bo zaczęłam go pisać zastanawiając nad tym, po co w człowieku jest ambicja.
I wyszło mi na to, że być może jest tak, że nadal próbujemy udowodnić  k o m u ś , że ten cholerny raj utracony i tak nam się należy! Bo mamy  b o s k i e  ambicje.

Kto jeszcze wychował się na powiedzeniu, że ciekawość, to pierwszy stopień do piekła?
Chcieliśmy sobie zrobić raj na ziemi. Słuchając wiadomości zdaje się, że bliżej nam jednak do piekła niż do nieba.
Czy to rzeczywiście przez ciekawość? Czy może przez to, że daliśmy się wmanewrować w myślenie, że człowiek jest słaby i niewystarczający? Że jest  t y l k o  człowiekiem, i że jest skazany na wieczną udrękę udowadniania, że stać go na więcej.

Takie denerwujące myśli na początek weekendu.
Masz zdanie? Podziel się!
Jestem strasznie ciekawa o_o

Udanego weekendu i pamiętaj:

Daj sobie spokój!

/Kasia

historia pewnego tatuażu

Tatuaż to trochę więcej niż makijaż. Chociaż jak wszystko obecnie, nawet i on stał się mniej ostateczny i nieodwracalny. Bo przecież lasery są, wszystko można usunąć i ciało będzie jak nowe.
Kiedyś wymagał więcej odwagi i był trochę cool. Nadawał status. Więźniom i marynarzom.

Ale nie ma co ukrywać. Trochę odwagi wymaga od zwykłej biurwy, żeby wejść do jaskini czaszek, głośnej muzyki i zapachu kadzidełek. I żeby tylko dało się zakryć ubraniem w pracy. Ale na wakacjach może być widać. Nawet chętnie.
Spodobała mi się riposta pewnej starszej pani, która tatuuje się nagminnie i raczej impulsywnie, na pytanie “no ale przecież one Ci zostaną na zawsze!”.

Tak, tatuaże może i są permanentne, ale moje ciało nie.

Dziękuję. Nie mam więcej pytań!

O żeszty, jak my się strasznie boimy nieodwracalności. Boimy się o swoje zdrowie i w miarę spokojny tryb życia. Żeby tylko nie zmieniło się na gorsze, żeby tylko było po staremu. A taki tatuaż to jak chwilowa zabawa w Boga. Może dać chociaż pozorne poczucie kontroli.

Także przyszedł czas i na mnie. Myślałam lata, czekałam na odpowiedni stan umysłu, na objawienie jakieś. I pojawiło się w jednej chwili. Tatuaż idealny. Potrzebny dosłownie. Konieczność! Może Ci się obiło o uszy, że prowadzę od lat przepychanki z ego. Kiedyś obcy człowiek nazwał mnie drama queen! Tak prosto z mostu, na sali wykładowej, na uniwersytecie! Rozumiesz???
Tak więc siedzę i czytam pewnego słonecznego dnia pewną mądrą książkę. I w końcu – PANG! – dociera do mnie: NO EGO. NO DRAMA.

No i stało się. Kilka dni później jestem dumną posiadaczką tego oto tatuażu:

No ego. No drama.

No ego. No drama.

Na nadgarstku, żeby przypominał. Bo po to w końcu jest. Plus, ważna rzecz: jest DLA MNIE, a nie dla widowni jakiejś!
Ale ale.  Po kilku dniach zaczyna mnie dręczyć długość jednej laseczki i wypukłość pewnego brzuszka. No nie równe! Jak nic! Ja cię pierdzielę! Trzeba reklamować!
W końcu zapłaciłam i miało być cacy. Marzenie się spełniło. Idealnie miało być!

7 liter. 4 wizyty. Prawie rok zajęło mi, żeby zrozumieć, że ROBIĘ DRAMAT!!!!

Dziś mój tatuaż, po dwóch próbach usuwania jest skurczony, miejscami słabiej widoczny, trochę nierówny. I dopiero w takiej postaci spełnia swoje pierwotne zadanie:
Przypomina, żeby nie dać się wciągnąć w gierki z ego!

Dobrego dnia!
/Kasia

p.s. Daj sobie spokój!

Brutalne przebudzenie

Zdarza Ci się czasem taki stan, że coś Ci się przytrafia w życiu i nie wiesz po co?
Prawie zawsze to jakiś syf. Jakieś nieszczęście. Bo gdy coś dobrego nam się przytrafia, to nigdy się nie zastanawiamy dlaczego. Może tylko “dlaczego tak późno?”

I ja nie mówię, że nie słusznie. Bardzo mocno wierzę w to, że każdy człowiek zasługuje na najlepsze.
Ale jest jakaś siła we wszechświecie, większa od naszego pojmowania, która rozumie, że człowiekowi nie służy “samo dobro”. Ludzie się nie rozwijają gdy wszystko się układa. Zamiast tego osiadają na mieliźnie zadowolenia i lekko – lub baaardzo – się rozleniwiają. Słabną intelektualnie. Obojętnieją na innych, i jedynym ich zmartwieniem jest jakby ten stan zadowolenia utrzymać jak najdłużej. Jakby nie dać sobie tego odebrać.
I dziwna rzecz, że zwykle to dopiero wtedy, gdy pojawiają się rozterki i wszelkie przeciwności, które prawie zupełnie nas wytrącają z równowagi społecznej, ekonomicznej, zdrowotnej… dopiero wtedy zaczyna się coś dziać pod kopułą. Dopiero wtedy, gdy nasze człowieczeństwo jest wystawiane na próbę, dopiero wtedy ROŚNIEMY. Lub stajemy się smutnym dowodem na to, że homo sapiens nie jest jednak taki do końca sapiens, czyli mądry.

Ja wiem, że uogólnianie jest nonszalanckie i prowokujące. Ale pozwalam sobie na nie, bo wiem, że KAŻDY robi najlepiej jak w danej chwili potrafi. Tak, jak jest w stanie. Gdyby każdy z nas wiedział lepiej, robiłby lepiej, podejmowałby lepsze decyzje, mniej by krzywdził samego siebie i innych.

Powód, dla którego pozwalam sobie osądzać gatunek ludzki tak surowo i bez pardonu jest taki, że większość z powyższych grzechów zaniedbania i niewiedzy popełniłam sama. Lata mi zajęło, żeby przestać się za nie obwiniać i cicho opłakiwać stracony czas. Zamieniłam to w końcu na wdzięczność za to, że nastąpiło jakieś tam brutalne przebudzenie. Że byli wokół mnie ludzie mądrzejsi, lepsi i szczodrzy ode mnie, którzy mnie nauczyli, pokazali, jak można żyć. Trzymali za rękę kiedy ja walczyłam z demonami “muszę” i “nie da się przecież inaczej”…

Konkluzja?
Jakby to ująć: Nie bądź głupi jak ja byłam? Nie popełniaj moich błędów?
A może bądź mądry i korzystaj z szans, jakie daje Ci życie, by pogłębiać swoją mądrość.

Lepiej być mądrym niż głupim, jak ja. Kiedyś.

Lepiej być mądrym niż głupim, jak ja. Kiedyś.

Tak, chyba tak! Właśnie to chciałam powiedzieć.
No i jeszcze to, co zawsze:
– Daj sobie spokój!

Dobrego tygodnia życzy Ci Kasia

A po urlopie – weź wolne!

Pierwszy września. Dla mnie to zapach lawendy. Zmarznięte w sandałach stópki (kryte buty są na zimę!) Nabieranie rozpędu. Szokujące ilości terminów w kalendarzu.
Jak zachować wakacyjny stan umysłu? Czy to jest w ogóle do zrobienia?
Gandhi, pracując 15 godzin dziennie mówił:

Ja jestem zawsze na wakacjach.

Internet i cała masa oszołomów Ci powie: kochaj co robisz a praca będzie Ci lekką. Bla. Bla. Bla. Nie o to chodzi, to nie to autor miał na myśli.

Słowo wakacje pochodzi od łacińskiego słowa vacare czyli być pustym, wolnym. Jakby to było być wolnym w miejscu pracy. Nie traktować niepowodzeń służbowych jako blizn na naszej osobistej godności. Nie być przywiązanym do rezultatów a mimo wszystko pracować najlepiej jak się potrafi. Pozbyć się EGO, próżności, potrzeby bycia klepanym po plecach?

Nie wiem. Do tej pory nigdy tak nie pracowałam. Inaczej: do tej pory tak nie pracowałam za pieniądze. Ale myśl kiełkuje 🙂

Powiesz, że u mnie “w zakładzie” to się tak nie da, bo szefowa pijawka, koledzy do bani, trzeba walczyć o wszystko.
A gdyby było tak, że można się wznieść ponad to, tak po cichu, po kryjomu prawie. I przestać brać udział w przepychankach personalnych i zamiast tego robić swoje? Wziąć wolne od dramaturgii zakładowej?
Być na *wakacjach* cały rok!

Przerwa!

Przerwa!

Zawsze można spróbować, nigdy nie wiadomo, z jakimi mocnymi postanowieniami reszta zakładu wraca po urlopie do pracy 🙂
Powodzenia! To idealny sposób by dać sobie spokój!

/Kasia