Zdarza Ci się czasem taki stan, że coś Ci się przytrafia w życiu i nie wiesz po co?
Prawie zawsze to jakiś syf. Jakieś nieszczęście. Bo gdy coś dobrego nam się przytrafia, to nigdy się nie zastanawiamy dlaczego. Może tylko “dlaczego tak późno?”
I ja nie mówię, że nie słusznie. Bardzo mocno wierzę w to, że każdy człowiek zasługuje na najlepsze.
Ale jest jakaś siła we wszechświecie, większa od naszego pojmowania, która rozumie, że człowiekowi nie służy “samo dobro”. Ludzie się nie rozwijają gdy wszystko się układa. Zamiast tego osiadają na mieliźnie zadowolenia i lekko – lub baaardzo – się rozleniwiają. Słabną intelektualnie. Obojętnieją na innych, i jedynym ich zmartwieniem jest jakby ten stan zadowolenia utrzymać jak najdłużej. Jakby nie dać sobie tego odebrać.
I dziwna rzecz, że zwykle to dopiero wtedy, gdy pojawiają się rozterki i wszelkie przeciwności, które prawie zupełnie nas wytrącają z równowagi społecznej, ekonomicznej, zdrowotnej… dopiero wtedy zaczyna się coś dziać pod kopułą. Dopiero wtedy, gdy nasze człowieczeństwo jest wystawiane na próbę, dopiero wtedy ROŚNIEMY. Lub stajemy się smutnym dowodem na to, że homo sapiens nie jest jednak taki do końca sapiens, czyli mądry.
Ja wiem, że uogólnianie jest nonszalanckie i prowokujące. Ale pozwalam sobie na nie, bo wiem, że KAŻDY robi najlepiej jak w danej chwili potrafi. Tak, jak jest w stanie. Gdyby każdy z nas wiedział lepiej, robiłby lepiej, podejmowałby lepsze decyzje, mniej by krzywdził samego siebie i innych.
Powód, dla którego pozwalam sobie osądzać gatunek ludzki tak surowo i bez pardonu jest taki, że większość z powyższych grzechów zaniedbania i niewiedzy popełniłam sama. Lata mi zajęło, żeby przestać się za nie obwiniać i cicho opłakiwać stracony czas. Zamieniłam to w końcu na wdzięczność za to, że nastąpiło jakieś tam brutalne przebudzenie. Że byli wokół mnie ludzie mądrzejsi, lepsi i szczodrzy ode mnie, którzy mnie nauczyli, pokazali, jak można żyć. Trzymali za rękę kiedy ja walczyłam z demonami “muszę” i “nie da się przecież inaczej”…
Konkluzja?
Jakby to ująć: Nie bądź głupi jak ja byłam? Nie popełniaj moich błędów?
A może bądź mądry i korzystaj z szans, jakie daje Ci życie, by pogłębiać swoją mądrość.
Tak, chyba tak! Właśnie to chciałam powiedzieć.
No i jeszcze to, co zawsze:
– Daj sobie spokój!
Dobrego tygodnia życzy Ci Kasia
Przez wiele lat wydawalo mi sie ze wszystko co najgorsze mam juz za soba i moge swobodnie lezec na kanapie i oddawac sie przezywaniu slodkiego i spokojnego zycia. Ale jak to w zyciu bywa przytrafilo mi sie cos,tak jak piszesz, wielki syf. Bardzo przykra historia zwiazana z relacjami miedzyludzkimi w pracy. Jezeli ktos jest ciekawy to niech da znac, opisze cala historie. Kasia wie.
Piszesz Kasiu ze dopiero wtedy,kiedy dopadaja nas roznego rodzaju nieszczescia, jestesmy w stanie sie rozwijac. Z pewnoscia masz racje bo patrzac na mnie sama z perspektywy czasu i wszystkich przezyc musze przyznac ze warto to wszystko bylo przejsc. Ale myslalam ze w koncu to “wyrobilam” swoje i teraz czeka na mnie zasluzony odpoczynek na tej kanapie. Pomylilam sie i znowu bardzo bolesnie dostalam w glowe. Nie widze w tym zadnego sensu, nie wiem po co mi to wszystko potrzebne, mam byc jeszcze lepszym czlowiekiem? Czyzbym za malo nad soba pracowala? Znowu mam lekcje do przerobienia bo mimo wszystko jestem bardzo niedouczona? Mam sobie dac spokoj? A jak to sie robi? Usciski
Spokój absolutnie tak, musisz go sobie dać. Ale w “moim” rozumieniu tego słowa 🙂
Coś mi się wydaje, że Ty nie jesteś stworzona do leżenia na kanapie. Na pewno nie mentalnie.
Wiesz przecież, że co my myślimy i co planujemy niewiele ma wspólnego z tym, co wszechświat dla nas postawił za rogiem.
Boksowanie się z myślami typu: dlaczego ja, czy nie wystarczająco dużo już przeżyłam? przynosi frustrację. A myślę, że z tych zaułków i problemów można wyjść tylko wtedy, gdy się kultywuje akceptację.
Wiem, irytująca jest moja odpowiedź. Dobrego dnia :-*