Sobota i niedziela tylko z nazwy są dniami wolnymi od pracy.
Wiesz, że nie propaguję przepracowywania się kosztem własnego zdrowia i nade wszystko cenię sobie święty spokój.
Żadna z tych rzeczy nie przychodzi mi łatwo ani naturalnie ale gdy już się uda jestem najlepszą wersją siebie. Wiem, bo rodzina mi to mówi. Widzi, jak mi się wygładzają zmarszczki na czole, obniża tonacja głosu, tempo mówienia, chodzenia. Uśmiecham się więcej i częściej całuję męża. Przyrzekam. Nie ma w tym ani krzty przesady.
W ten weekend zrobiłam coś bezprecedensowego. Posprzątałam.
I cóż mogę powiedzieć?
Bardzo polecam!
Łatwiej mi się oddycha, chodzi, myśli.
Oto dowód:
Wyrzucałam, sortowałam, wynosiłam, oddawałam. Oczyszczałam nie tylko przestrzeń ale i umysł. Zrzucałam z siebie balast emocjonalny. Piękne doświadczenie.
Nie wiem, jak Ty sprzątasz, ale ja wyznaczyłam sobie konkretny obszar, by wiedzieć, kiedy będę gotowa. Mały, by mnie do szczętu nie wykończył (siły nadal nie te!), ale ważny.
Im bardziej się teraz uśmiechasz pod nosem, bo Ty w weekend to dom własny i u teściów oblecisz, skosisz trawę, nagotujesz jedzenia na tydzień i jeszcze pranie zrobisz a na mszy niedzielnej na obcasie całą godzinę wystoisz z włosem pięknie na szczotki podniesionym i makijażem do tonacji garsonki dopasowanym, tym bardziej Cię proszę, byś zaryzykowała taki niespotykany eksperyment: By choć czasem ROBIĆ trochę MNIEJ. Starać się odrobinę MNIEJ. I dopuścić do siebie tę szalona myśl, że TY jesteś ważniejszy/-a niż porządek i wszystkie sprawunki świata.
Miłego wieczoru!
I daj sobie wreszcie święty spokój! Choć na chwilę.
/Kasia
Ja bardzo lubię sprzątać, (tzn. mam na myśli porządkowanie w szufladach albo przecieranie półek, a nie odkurzanie, mycie podłóg i szorowanie łazienki). Kiedy układam w szafkach, szafach i szyfladach, układam sobie w głowie, często potem jakieś kreatywne pomysły przychodzą, czasem wspomnienia… Ośmielam się nazywać ten “akt” sprzątania medytacją 🙂
Ale fakt, w sprzataniu łatwo się rozpędzić i nie móc przestać, a wtedy wiadomo, jak się to kończy.
Miłego wieczoru, Zebro :-*
Wiesz, jak siły są, to ja nawet lubię to szorowanie łazienek etc. Taką pracę przynajmniej WIDAĆ. To nic, że po porannej toalecie całej rodziny wszystko wygląda tak samo jak przed sprzątaniem 😉
To jak perpetuum mobile z tym sprzątaniem, samonapędzająca się maszyna… Ja ją dlatego czasem (czyt. zawsze!) zatrzymuję siłą 🙂
Oczywiście, że to medytacja. Wszystko można obrócić w medytację 🙂
Dobrego dnia Moniu :-*
Potrzebuje sprzątania a zwłaszcza tego generalnego bo wtedy robię porządki zarówno w głowie jak i życiu. To takie symboliczne dla mnie, pozbyć sie czegoś zeby moc dac miejsce na np. lepszy oddech.
Prawda!? Od nas z domu wczoraj wyjechała przyczepka rupieci. Poczułam się, jak bym sama straciła na wadze. (Szkoda, że to tylko iluzoryczne wrażenie, ale emocjonalnie bardzo odświeżające i odciążające) :-*